Drobne nieporozumienie


Autor: Apostrof | Kategorie: Feun - Wojna Twórców 
10 czerwca 2018, 15:53

   W Muskanii pracuje wielu kupców, którzy zajmują się pobocznie paserstwem. Mało kto nie dorabia w ten sposób, gdyż jedyną szansą na zachowanie własnego biznesu (oraz życia) jest płacenie haraczy.

Woodrean nie był do końca tego świadomy, jego zainteresowanie przemytem nie było większe niż przeciętnego szlachcica, a wysoko urodzeni znali tylko plotki o nieuczciwych kupcach zawyżających cenny, lub naciągających klientów na kupno bezużytecznej tandety.

   Szeroko rozumiany szmugiel został zakazany w większości metropolii, ze względu na obawy władz przed dostaniem się broni w ręce rebeliantów walczących z wojskiem króla Imperium, Edmonta Skara.

Jak głosił pewien mędrzec, znany jako Adult. Buntownicy są wszędzie, ich cele są niejasne i chaotyczne. Nie są w stanie wyjaśnić czego dokładnie chcą, kierują się intuicją,  pozyskaną, ze ‘’skazy’’. Gromadzą się w grupy i uderzają w najmniej spodziewanym momencie, mordując i grabiąc pomniejsze wioski. Z tych powodów strach przed rebeliantami jest ogromny. Niewielu odważyło by się z nimi handlować, choć mimo to zarzuty skierowane do kupców o współudział z wrogami Imperium są częste, a gdy takie podejrzenia się potwierdzają, przemytnik zostaje zabity na miejscu przez okoliczny sąd wykonawczy.

Kiedyś, uczono Woodreana, że prawo jest bezwzględne i nieważne czy ktoś na wysokim stanowisku pławi się w luksusach, albo biedak zjada własne buty z głodu. Prawo musi być równie egzekwowane dla wszystkich, aby ‘’zaraza’’ nie rozprzestrzeniała się.

   Teraz, kiedy Woodrean został złodziejem, jego spojrzenie na te sprawy przybrały inny obrót. Zauważył on iż w pewnych sytuacjach nie można uniknąć popełnienia przestępstwa. Nie myślał że uda mu się sprzedać ‘’swój towar’’ bez niezręcznych pytań dotyczących pochodzenia przedmiotów. Okoliczności jednak nie sprzyjały do posiadania skrupułów. Woodrean zaczynał odczuwać głód, pragnienie, oraz skutki wielo tygodniowego braku kąpieli. To wzmogło w nim uczucie iż postępuje tak jak musi, dokonując zła koniecznego.

   Jedynym punktem zaczepienia, był bazar położony na północ od cytadeli. Niepewnym krokiem Woodrean mijał parę domów złączonych ze sobą, wśród których można było dostrzec alejki pełne skrzyń. Chłopak nie chciał wiedzieć co może się w nich znajdować, ponieważ w najlepszym przypadku były by puste, a w najgorszym znalazłby tam poćwiartowane zwłoki.

Im dłużej Woodrean był w mieście tym dłużej bał się że odkryje coś co zaprowadzi go do grobu.

   A skoro już o tym wspomnieliśmy, krypty archibiaków znajdują się w dzielnicy cmentarnej i o ile jest to dość logiczne, jednak owi archibiacy nie lubili nieproszonych gości (nawet po śmierci), więc założyli na swoich podziemnych grobach pieczęcie uniemożliwiające obcym dostanie się do środka. Ponoć istnieje jakieś potężne zaklęcie, które może je zdjąć, lecz by opanować je trzeba by być arcymistrzem w posługiwaniu się magią tajemną, a to nie jest prosta sprawa, ze względu na brak dostępnych źródeł opisujących gesty oraz mowę tej sztuki. Jako że Woodrean często studiował pisma wspominające o kryptach Archiwiaków, wie, że nie ma sensu próbować się tam wedrzeć siłą fizyczną, ponieważ to spowoduje aktywowanie barier ochronnych pieczęci i najpewniej przywoła jakieś magiczne zjawy żądne krwi tego, który je obudził. Z tego powodu Woodrean nie rozumie dlaczego wojowniczka Anetsha próbowała go tam zwabić, może chce żeby je w jakiś sposób otworzył? Choć to nie ma sensu, bowiem i tak skończy się to tak samo jak atakowanie siłą fizyczna. Pokusa by sprawdzić na co się zapowiada, jest dość silna i pewnie już niedługo Woodrean odwiedzi groby zmarłych, mając nadzieje, że nie jako jeden z nich.

 

   ''Targ Petersona'' jest jedynym tak dużym skupiskiem stoisk w Muskanii, nie tylko ze względu  na dogodne położenie w centrum miasta, lecz także, iż inskrypcje wyryte na płytach chodnikowych chronią przed magią przeszywającą. To pozostałość po dawnej akademii arcymagi Petersona, kiedyś bardzo popularnej wśród nekromantów, obecnie zlikwidowana przez Lorda Arshiera z powodu ciągłego zainteresowania rebeliantów zakazaną wiedzą pozyskiwaną z biblioteki na szóstym piętrze kolegium. Dzięki odpowiedniemu zarządzeniu paragrafu o ‘’bezpiecznym handlu’’, zdołano wykorzystać inskrypcje podczas rozbiórki szkoły do chronienia tutejszych kupców przed chciwymi klientami znającymi magię kontroli umysłu. Szybko zaczęto korzystać z tego patentu, a miejsce w którym rozpoczęto postawiać stragany nazwano na cześć założyciela akademii arcymagi.

   Nasz bohater nie spodziewał się iż niewielu ludzi przyjdzie tam dzisiaj coś kupić lub sprzedać, bazar ten prawie świecił pustkami. Gdy Woodrean przybył na miejsce napotkał niewielki motłoch klientów zaopatrujących się w podstawowe artykuły żywnościowe( pomidory, sałatę itp.), poza tym kilku nowych rekrutów pobliskiego garnizonu imperium nabywali broń ze stali nierdzewnej do swojego wyposażenia. Wśród tych wszystkich ludzi Woodrean czuł się bezpieczniej, choć wciąż nieswojo. Nie mógł zapomnieć  po co tu przyszedł, szukał straganu z biżuterią i drobnymi pamiątkami. rozglądając się wokół siebie wciąż pilnował swojej sakiewki oraz zawartości płaszcza, zręcznie omijał przy tym przechodniów w taki sposób by go przypadkiem nie potrącili i tym samym nie upuścił on zdobytego łupu. Woodrean obserwował jednego z handlarzy i gdy tylko w pobliżu niego nikogo nie było chłopak podszedł do niego, zakrywając twarz kapturem.

   -Ech… w czym mogę pomóc? – spytał kupiec zaniepokojonym głosem.

   - Chciałbym… nigdy tego nie robiłem i…  - Woodrean odczuwał bicie własnego serca, jego ręka drżała sięgając zza własny pas. Kupiec odbierał to jednak inaczej niż on. Widział przed sobą zakapturzoną postać denerwująca się przed ‘’załatwieniem’’ czegoś złego i która akurat ma zamiar sięgnąć po miecz.

   -O boże! – krzyknął kupiec – Nie rób tego! Błagam!

   - Że co? – zaskoczony Woodrean zatrzymał intuicyjnie dłoń i zamarł w bezruchu a jego drgawki zamieniły się w obezwładniający paraliż.

   - Proszę, mam rodzinę, dzieci i żonę do wykarmienia, nie mogą zostać beze mnie. Ja… będę płacił więcej, przyrzekam tylko mnie nie zabijaj! - panikował kupiec, zasłaniając głowę dłońmi. Woodrean wciąż był w szoku a teraz usłyszał coś co brzmiało jak błaganie starego człowieka o litość, przed jakąś publiczną egzekucją.

   - Chwila – wyjaśniał - ja nie, nie przyszedłem pana zabić!

   - Co?! Jak to?  - uspokajał się powoli kupiec, opuszczając ręce.

   - Przyszedłem by coś sprzedać. – Handlarz słysząc te słowa, odetchnął z ulgą na myśl że nie jest przyszłą ofiarą zakapturzonej postaci a tylko pewien młodzieniec wahał się przed nim sprzedać kilka rzeczy.

   - Ach, to tak – uśmiechał się kupiec – narobiłeś mi strachu.

   - Przepraszam za to – kontynuował niepewnie młodzieniec – Jak już mówiłem chciałbym sprzedać parę rzeczy, ale one nie są moje…

   - Rozumiem, pewnie podkradłeś je rodzicom, co nie?

   - Nie do końca.

   - No to z pewnością dostałeś od nich jakiś nieodpowiedni prezent, hm?

   - Uch – Woodrean otarł pot z czoła - niestety nie.

   - W takim razie skąd… - kupiec dostał natychmiastowego olśnienia –  no tak, te rzeczy są ‘’pożyczone’’ prawda? I to na stałe, racja?

   -Ehm, chyba tak.

   - Dobrze, bądźmy szczerzy, nie jesteś płatnym zabójcą ani nikim z tych mrocznych gildii? Nie, raczej nie przyszedłbyś wtedy do mnie w biały dzień. Och, głupiec zemnie iż myślałem że przyszedłeś odebrać mój dług.

   - O jakich gildiach mówisz?

   - To, ty nie wiesz? W Muskani są trzy konkrecyjne gildie które chcą przejąć władzę nad miastem.

   - Buntownicy?

   - Nie, nie, buntownicy,  ich sposób działania jest od nich bardziej…. Subtelny. Działają w nocy i wtedy załatwiają sprawy finansowe. Jakby na to nie patrzeć, zawsze przy okazji mordują jakiś ludzi.

   - Więc kim oni są?

   - Nie mogę ci powiedzieć, zabiliby mnie a i tak już mam z nimi na pęku.

   - No dobrze, nie będę naciskał. Przejdźmy do inte…

   - Ciii! – przerwał Woodreanowi kupiec gestem palca przy ustach - To garnizowi, lepiej się nie odzywaj i zachowuj jak gdyby nigdy nic. - Faktycznie w ich stronę zmierzali dwaj rekruci wojska Imperium. Nie wyglądali na miło  nastawionych a wręcz na poirytowanych.

   - Ej, ty, stój! - Krzyknął pierwszy rekrut wskazując ręką Woodreana. Chłopak znów poczuł odrętwienie całego ciała, jak na zawołanie. Rekruci podeszli wówczas bliżej.

   - Jesteś aresztowany! – oznajmił drugi rekrut skuwając Woodreana Kajdanami Irachera. Przedmiotem obezwładniającym petenta i czerpiącym swoją moc z noszącego je nieszczęśnika w tym wypadku był nim młodzieniec.

   - Panowie! – woła kupiec – skąd ta wrogość ? czy ten chłopak coś zrobił?

   - Ty mi to powiedz! 6 osób słyszało jak błagasz tego obdartusa  o litość. – rekrut był przekonany że Woodrean jest skrytobójcą i nie wahał się okazywać wobec niego otwartej wrogości.

   - Wiele razy błagałem moich klientów o litość i jakoś nigdy nie widziałem żebyście…

   - Nie o to chodzi głąbie! ON, ci groził śmiercią a nie z tobą negocjował ceny!

   - Chyba wiem kiedy ktoś mi grozi a kiedy nie – kupiec bronił Woodreana, wiedział, że gdyby odkryli szmugiel przez niego planowany z pewnością dołączyli by jego osobę do jednej z cel- i zapewniam was że ten niewinny człowiek nie miał wobec mnie żadnych złych intencji.

   - TAK?!.... w takim razie spytajmy oskarżonego! - Wściekły rekrut czuł podstęp, choć gdy Woodreanowi założono Kajdany Irachera, ten dziwnie się poczuł, jakby uchodziło z niego życie, ale bardzo, bardzo powoli. Z czasem otaczającego go niewidzialna bariera, prześwitująca białym światłem, nabierała kształtu i mocy, którą mógł odczuć tylko sam więzień.

   - Słuchaj leszczu! – szturchnął Woodreana pierwszy rekrut przenikając ręką przez nasilającą się zaporę – Chciałeś zabić tego kupca?! Mów szczerze bo pożałujesz żeś się urodził!

   -  Zabić?Ale jak? Skąd? Panie wiewiórko, przecież nie idzie zabić chochlika, prawda? –  Gdy Woodrean zaczął majaczyć a u rekrutów na twarzy pojawił się niepokój.

   -Nie dobrze Stivens, on zaczyna mieć skutki uboczne.

   - Bzdura to nie możliwe żeby ktoś taki… chyba że by był osłabiony.

   - Ale fajna małpka! Chce taką mieć! Zgodzisz się panie Fredericku? – Kolejne słowa przypominały oznaki halucynacji i omamów.

   -Oj, Stivens będziemy mieli kłopoty jak kapitan się dowie że schwytaliśmy kogoś bez dowodów i dodatku ta osoba dostała szoku termicznego!

   - Uspokój się! Jeszcze nie jest na tym etapie, stoi na własnych nogach!

   - Nie żebym się wtrącał w dyskusje - uprzedził kupiec – ale jeżeli nie chcecie dostać odsiadki dobrym pomysłem byłoby go odkuć.

   -Tak, odkujmy go. –  nakłaniał rekrut swojego kolegę, by mieć to z głowy.

   - I co potem?

   - Ja się nim zajmę – odparł kupiec – nie powiem ani słowa waszemu przełażonemu jeżeli go po prostu puścicie.

   - Stivens odpuśćmy już, i tak nieźle na tym wyjdziemy.

   - Zgoda, ale jeśli ty lub ten robal pisknięcie o nas słowo w garnizonie to… to pozdychacie!

   - Normalnie odebrałbym to jako groźbę, nie chce się jednak sprzeczać gdy ten nieszczęśnik umiera.

   - On nie umiera tylko…. nieważne, Gorald daj mi klucze. - Rekrut odbierając klucze włożył jeden z nich między więzy i energia która więziła Woodreana  rozprasza się w powietrzu. Kupiec podbiegł do chłopaka podtrzymując jego ramię na swoim barku. Prosił też rekrutów by odeszli. Ci przypominają o umowie  milczenia i ruszają z powrotem do koszar. Kupiec pomógł usiąść Woodreanowi na taborecie i próbował nawiązać z nim rozmowę.

   - wszystko w porządku?

   - Tak…  - Woodrean spojrzał w kierunku odchodzących rekrutów - tylko daj mi wody, dużo wody. - Kupiec nalał wodę z dzbanka do kubka po czym podał ostrożnie młodzieńcowi. Po kilku głębszych łykach Woodrean zaczął odzyskiwać dość szybko zdrowie.

   - I jak? Pomogło?

   - Zawsze pomaga, choć na krótką metę, gdybym nosił te kajdany trochę dłużej pewnie bym sfiksował.

   - Można powiedzieć że trochę bredziłeś.

   - Wiem to było umyślne. Gdyby tamci dowiedzieli się że mógłbym wytrzymać jakieś pół godziny bez większych objawów z pewnością przeszukali by mnie i znaleźli nie moje przedmioty.

   - Chytre! W ten sposób nie tylko pozbyłeś się garnizowych, ale także zadbałeś o swój łup.

   -Radze sobie jak umiem.- Woodrean rozgląda się sprawdzając czy nikt nie podsłuchuje, na szczęście nikogo w pobliżu nie było. W tej części targu ,rzadko kto bywa, o tej porze. – więc, interesuje cię kupno rzeczy, które ‘’pożyczyłem’’

   - No, no,  mówisz jak człowiek z branży. Pokaż co masz a ja ocenie wartość. - Rzeczy kradzione wycenia się zazwyczaj na znacznie mniejszą kwotę ze względu na ryzyko wykrycia szmuglu. Dlatego przed rabunkiem należy uzgodnić cenę z nabywcą aby się nie rozczarować wypłatą  lub nie ponieść daremnego trudu (nie każdy paser bierze co się pod ręką nawinie). Woodrean nie wiedział o tej złotej zasadzie i to była jedna z przyczyn jego późniejszego niezadowolenia. Opróżnił sakiewkę z mniejszych klejnotów i brylantów. Widać było że są różnorodnego koloru, jedne delikatnie błyszczały w świetle promieni słonecznych inne czarne (obsydianowe)pochłaniały światło do środka jak czarna dziura zamknięta w małym oszlifowanym diamencie. Kupiec dokładnie oglądał klejnoty, przyglądając się  im z czegoś podobnego do małej lornetki, mając drugie oko zamknięte. Wyraźnie zastanawiały go kształty niektórych z kamieni szlachetnych. Dodawał także, od czasu do czasu, odgłosy pomrukiwania i lekkiego zdziwienia, by nadać ton powagi swojej profesji.

   -Niezłe cacka dla kolekcjonera, ale bez nabywcy nie są zbyt wiele warte. Jest coś jeszcze wartego mojej uwagi? - Woodrean oniemiał ze złości, iż ryzykował życie dla tandety dobrej, dla ludzi z obsesyjną tendencją do zbierania różnych rzeczy. Pocieszała go myśl że w karczmie pod jednorożcem ‘’znalazł’’ jeszcze grawerowane naszyjniki wysadzane perłami oraz pierścienie z czystego złota. Chłopak wyciągnął zza płaszcza te rzeczy i położył na stole.

   -Szczerze powiedziawszy to nie są pierścienie tylko sygnety. – zauważył Kupiec - Jestem w stanie rozpoznać dziedzictwo Sallytów, Oktarów i Jurtonów, reszta jest  z obcego państwa i lepiej by było gdyby zostały zwrócone…. oj, widzę smutek na twojej twarzy. Nie martw się za naszyjniki dostaniesz okrągłą sumkę.

‘’W życiu mężczyzny nadchodzi taki moment kiedy trzeba wyłożyć swoje graty na stół, powiedzieć sobie: jestem spłukany i zacząć zawyżyć ceny mówiąc że to bezcenne antyki...’’

Cytat z księgi ‘’Poradnik Młodego Tysiącera’’ Ten fragment z niezbyt udanej książki autorstwa Benjamana  Frankonsa. Prawie idealnie odnosi się do sytuacji w jakiej stawia Woodreana kupiec. Chłopak miał jeszcze w zanadrzu pas i nie miał zamiaru tanio go sprzedać

   - Jeżeli te naszyjniki są takie cenne to może zwiększysz pułap gotówki która zostanie w mojej kieszeni… jeśli dorzucę ten wspaniale zdobiony pas.

   - O! Ciekawe arcydzieło, płótno i te perły, interesujące, choć nie handluje takimi rzeczami.

   - Skoro tak zabiorę go gdzie indziej.

   - Zaczekaj…. Moja małżonka ucieszyłaby się z takiego prezentu, myślę jednak że nie jestem w stanie zapłacić ci za niego pełnej ceny, to piękny pas i nie masz powodu żeby mi go oddawać po niższej cenie, ale pamiętaj że ocaliłem cię przed tymi rekrutami. Mam nadzieje że to docenisz. – Kupiec trafił w czuły punkt Woodreana, który zawsze spłacał swoje długi tym razem też nie wypadało odmówić przysługi.

   - Dobrze, dobrze, to ile mi proponujesz za to ''arcydzieło’’?

   - 50 sztuk złota.

   - Ehmm…. No nie wiem.

   - Do niczego cię nie zmuszę lecz pamiętaj że za takie rzeczy można pójść siedzieć a jak widzę nie miałeś umówionej transakcji. To utrudnia całą sprawę… dam ci radę: bierz i nie zastanawiaj się nad tym ile mógłbyś zyskać tylko ile nie stracisz zdrowia na szemraniu się po miejskich melinach byle tylko zdobyć kilka złotych monet więcej.

   - Zgoda.

 

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz