Korgan - Król Orków (Część III)
| Kategorie: Feun - Wojna Twórców
29 grudnia 2020, 22:25
- Wezwijcie tłumacza... Ten obrzydliwy stwór nie wygląda jakby potrafił mówić wspólnomową. Ja w tym czasie pójdę negocjować warunki umowy z naszym nowym "przyjacielem".
- Tak szefie! Już wysyłam po Henrego.
Jeden z mężczyzn o drobnej i wiotkiej sylwetce ruszył w stronę namiotów lekko przy tym kulejąc. Natomiast przywódca koczowników zmierzał do wielkiej jamy z której było czuć swąd siarki oraz spalenizny.
Ak'bukqy był przez chwilę zdezorientowany zwłaszcza że jego kolosalna siła nie była w stanie zniszczyć klatki z cennego minerału.
Jego okrzyki i obelgi w stronę nieznajomych nie robiło na nich wrażenia a nawet niektórych z nich bawiło.
- Patrz Peter jak ta parszywa bestia próbuje się wydostać z naszej klateczki. Jak sądzisz co zrobi z nim Otago jak już wróci od Korgana?
- Pewnie urwie mu jaja jeżeli oczywiście takie posiada, wiesz co się mówi o męskości przyrodzenia zielonoskórych? Nic! Bo czegoś takiego nie ma!
- Wy *Harlashan*! - przeklinał uwięziony wygnaniec - Nikt nie będzie wątpić w męskość moja lędźwia.
- Patrzcie, patrzcie! Chyba jednak nie będziemy potrzebować tłumacza! Powiedz "kruszyno" co cię do nas sprowadza?
- Moja przyjść tu bo widzieć żarło! Jeśli wasza mnie przeprosić i uwolnić to moja zapomnieć ta zniewaga i potraktować was litościwie.
- Och! Słyszycie? - mężczyzna na którego mówiono Peter nie mógł wytrzymać ze śmiechu - TY chcesz potraktować nas litościwie? Dobry żart! Naprawdę dobry!
- Moja nie żartować! Nie macie z Ak'bukqyem szans!
- I tu się mylisz… - odezwał się głos zupełnie jakby znikąd po czym ukazał się w centrum zbiorowiska kłębek dymu, który ukształtował się w postać zakapturzonego mężczyzny w fioletowym habicie. - to miejsce jest jednym z najpotężniejszych i najważniejszych miejsc w Ograndzie. Jeżeli ktokolwiek ma małe szanse na przeżycie jesteś to ty *masha*.
- Twoja znać orkowa mowa bardzo płynna. - zauważył zielonoskóry mieszaniec - Czego wasza od moja chcieć?
- Dowiesz się w swoim czasie. Żyjesz tylko dlatego, że zrobiłeś spore wrażenie na naszych ludziach. Powalenie tuzina naszych najlepszych ludzi to nie lada wyczyn. Ale znam kogoś o wiele potężniejszego od ciebie i od nas wszystkich.
- Zapewne słyszałeś o Korganie, królu orków?
- Twoja go znać? Ja musieć go znaleźć i pokonać dla Taranusa.
- Naprawdę? To ciekawe. Tak się składa, że właśnie niedawno odszedł on z naszego obozu na północ.
- Co?! Wasza musieć moja wypuścić!
- Oczywiście. Musisz tylko zwyciężyć na arenie.
- I tyla musieć? Czemu wasza od razu nie mówić?!
Nikt dawno nie przeżył Próby Eishy, która polegała na pokonaniu 6 żywiołów. Co prawda pół-ork pół-troll miał spore doświadczenie w boju, ale nawet on nie mógł dorównać potędze natury.
Jako że widownia na trybunach liczyła na krwawe igrzyska postanowiono dać mu szansę na zwycięstwo i dano mu kilku dodatkowych towarzyszy wraz z którymi miał zmierzyć się z niebezpieczeństwem
Ak'bukqy został wyprowadzony na arene była pozornie pusta. Po chwili wbiegło pięciu niewolników w łachmanach trzymających kije i maczugi. Większość trzęsła się ze strachu i ledwo utrzymywała broń w rękach.
Przez chwilę nic się nie działo, żaden z więźniów nie był w stanie ruszyć się z miejsca a widownia w ciszy obserwowała to co za chwilę miało się zdarzyć.
Olbrzymia brama umocniona kratami powoli otwierała się w poprzech a z jej wnętrza wyłonił się żywiołak wody. Zapowiadała się ciężka walka, lecz zielonoskóry wielkolud miał jeszcze trochę siły by zmierzyć się z lepkim przeciwnikiem.
W tym samym czasie Lacrima powoli dochodziła do siebie będąc przysypaną przez gruzy i przygniecioną ciałem Hipogryfa. Pół- demonica nie mogła się ruszyć. Stwór także. Oboje szarpali się próbując przesunąć zwalewisko, lecz głazy były zbyt ciężkie dla Lacrimy a skrzydlata bestia była poważnie ranna. Po kilku godzinach bezskutecznego szarpania się w miejscu kobieta pół-demon postanowiła zrobić coś szalonego - choć w prawdzie nie miała innego wyjścia - uleczyć hipogryfa by ten odsłonił dla niej wyjście z zapaści.
Swój ostatni zwój leczenia musiała użyć bardzo precyzyjnie. Tym razem nie było miejsca na błąd. Jeden zły gest lub słowo i obaj wylecieli by w powietrze, w dodatku przysypany Hipogryf mógłby nie być zbyt wdzięczny za uratowanie życia i mógł chcieć ją pozbawić jej własnego żywota.
A jednak reakcja tej istoty była w nadmiarze spokojna i opanowana. Zupełnie jakby wiedział że sam sobie nie poradzi i jedyną szansą by mógł się uwolnić była pomoc nieznajomej. Odsłonił on przejście wystarczające by Lacrima mogła swobodnie wyjść lecz on sam wciąż miał na swoich barkach sporo kamiennych bloków.
Ona sama nie chciała zostawiać skrzydlatą bestie na pewną śmierć, tak więc próbowała użyć jakiegoś czaru lecz nie miała już żadnych zwoi a ona sama zna tylko te najprostsze zaklęcia. Chciała nawet przesunąć głazy siłą, jednak bezskutecznie. Wtedy przypomniała sobie o Ak’bukqyu. Dla niego taka sterta gruzów nie powinna być problemem. Trzeba tylko go znaleźć. Na szczęście sprytna pół-demonica była przygotowana na taką sytuacje. Zanim wyruszyła z jaskini nałożyła ona na zielonoskórego Ślad Eaty. To dość prosta magiczna sztuczka która pomaga odnaleźć nosiciela nawet do kilkunastu kilometrów odległości od nakładającego czar. Działa on jednak tylko przez dwadzieścia cztery godziny, tak więc nie nadaje się do dłuższego śledzenia i podążania za celem.
- To nie ma sensu! Ten stwór jest niedopokonania! - stary, brodaty niewolnik stracił nadzieję na zwycięstwo - pokonaliśmy dwa elementale z szejściu, nie mamy szans z kolejnym!
- Twoja mówić że ty znać magia elfi kamracie! - zwrócił uwagę Ak’bukqy - Rzuć na to czara!
- Mówiłem ci także, że coś blokuje mój przepływ many. Nie mogę nic zrobić.
- Więc walczmy aż tamta wypruć z nasza wnętrzność ostatnia organ!
- Uch… Musisz być bardzo odważny… albo głupi… czekaj! No tak! Organy! Potrzebujemy wnętrzności! - spiczasto uszy staruszek wyciągnął sztylet i podszedł szybko do swojego martwego przyjaciela z celi. - przepraszam Seity, ale potrzebuje twojego *berbeno* bracie. Spoczywaj w pokoju *cherto*.
Zielonoskóry mieszaniec odpierał ataki trzeciego żywiołaka ziemi. Im dłużej z nim walczył tym większy się stawał. Ak’bukqy nie wykazywał oznaki zmęczenia mimo że był dość mocno osłabiony i głodny.
Widownia była zachwycona jego wytrzymałością i zdolnością do regeneracji Otago, szef koczowników również spoglądał na wyczyny więźniów. Przetrwało tylko trzech, ale udało im się póki co zaintrygować większość obstawiających na zakładach pieniężnych i hazardowych ich przedwczesną śmierć.
Elfi mag na chwile odzyskał swoje zdolności. Wystarczająco długo by zmierzyć się z żywiołakami. Jednak Czciciel Drzew wpadł na lepszy pomysł. "Odsuń się zielony kamracie! Zrobimy wielkie wejście, albo raczej wyjście!"
Wielki wybuch nastąpił natychmiastowo. Nie było żadnych gestów rąk, żadnego słowa w języku magii. Po prostu wskazał on ścianę palcem i eksplozja wybiła dziurę w Białym Szkliwie które pokrywało całą arene z niego zbudowaną.
Pościg za trzema zabiegami w tym dwoma elfami i Ak’bukqyem podniósł alarm strażniczy. Cały obóz został postawiony na nogii. Miało to też swoje plusy. Chaos który powstał pozwolił prześlizgnąć się niezauważonym osobom z zewnątrz. Takim jak Lacrima.
infiltracja w tak rozległe społeczeństwo pomagało w szybkim czasie zdobywać przydatne informacje. Kobieta demon dobrze o tym wiedziała dlatego przenikneła przez większość namiotów bez problemu kradnąc plany wojenne i rozpiski wojsk wzdłuż Ograndy.
Teraz było trzeba się ulotnić wraz z zielonoskórym i pomóc Hipogryfowi w pułapce z kamienia.
Prosty plan ale mający niedociągnięcia o których nasi bohaterowie mieli się właśnie przekonać.
Dodaj komentarz